Wrocław  vol. 1

Długi czerwcowy weekend. Dodatkowe dwa dni laby. Można przespać, można przesiedzieć, można przeleżeć. My postanowiliśmy się przejechać. A gdzie… kierunek Wrocław! 🙂

Skoro świt ruszyliśmy w drogę. Dzień piękny, słoneczny. Dzieciaki w dobrych nastrojach. Starszak przez dłuższą część drogi zgadywał – gdzie to rodzice zabierają go tym razem. Z Warszawy 3 godzinki i jesteśmy… Wcześniej nigdy tu nie byliśmy. Wrocław. Wiele osób poleca to miasto. Mamy tylko 3 dni i kilka polecanych punktów do odhaczenia.

  1. Zoo i słynne afrykanarium
  2. Hydropolis
  3. Szlak wrocławskich krasnali
  4. Punkt widokowy Sky Tower na szczycie jednego z „drapaczy chmur”.

from Wrocław with love

Wrocław: ZOO

Naszą wycieczkę koło godziny 14 zaczynamy od ZOO. Okazuje się, że całkiem nieźle „przypadkiem” wycyrklowaliśmy z popołudniową godziną – ponieważ słońce skupiało się już za drzewami i gorąc była jedynie na przestrzeniach w całości otwartych.  Miejsce jest dobrze oznakowane. Bilety lepiej kupić on-line. Warto też poszukać drugiego wejścia, które swoją architekturą i krajobrazem niektórym przypomina Hogwart ze znanej sagi o młodym czarodzieju.

Ach te schody…

Wędrówkę po zoo rozpoczęliśmy od Afrykanarium. Moje dzieciaki uwielbiają wodne klimaty i szaleją za każdą napotkaną rybką. Więc uwierzcie mi dla nich było to nie lada przeżycie, do tego stopnia, że nie bardzo chcieli stamtąd wychodzić. Ale!!! No jest to jedno ALE!!! Jedno, bo przy urokach tego miejsca 😊, trudno czepiać się czegokolwiek. Do afrykanarium schodzi się po schodach w dół. Jednak nikt za bardzo nie pomyślał o dzieciach w wózkach. Brakuje przy schodach zjazdów dla wózków.  Są windy dla osób niepełnosprawnych, jednak moim zdaniem również nie do końca dopracowane i przemyślane. Osoba niepełnosprawna z dużym trudem radziła sobie z obsługą tego wynalazku. Wind osobowych – mało. ☹ Myśmy zabrali ze sobą, wypracowane w toku 5 letniego macierzyństwa mięśnie i wózek znosiliśmy między schodami.   😉 Daliśmy radę!

Nieurokliwe uroki

Po dość długim i dla naszych maluchów dość wyczerpującym spacerze w afrykanarium, postanowiliśmy odetchnąć i coś zjeść. Zoo zwiedzaliśmy praktycznie jeszcze „z drogi” więc zmęczenie materiału dawało o sobie znać. Skorzystaliśmy z lokalnego „baru mlecznego”, który znajduje się „na statku”. Z werandy można podziwiać wybieg dla pingwinów. Jednak co do samego miejsca na lunch, to po pierwsze trzeba „polować” na wolny stolik, po drugie kolejka jest długa i dość uciążliwa. Podczas takiej pogody wewnątrz było naprawdę bardzo ciepło. Rozumiem, że klimatyzacja byłaby dość problematyczna – drzwi są prawie non stop otwarte (cały czas ktoś wchodzi i wychodzi), ale moim zdaniem w takich lokalach nadmiar ciepła to duży problem. Samo jedzenie było w porządku, bez żadnych ochów i achów, ale narzekać też nie ma na co… po prostu zwyczajny Bar Mleczny z tylko kilkoma daniami do wyboru. Ceny hmmm jak na bar mleczny – wysokie. To jest typowy, wątpliwy urok temu podobnych miejsc ☹, każdy chce zarobić, a ceny nie są dopasowane do zaplecza serwowanego jedzenia.

Ogólnie zwiedzanie dużej większości atrakcji proponowanych przez wrocławskie ZOO zajęła nam około 5 godzin. Nie udało nam się dotrzeć wszędzie. Mimo, że korzystaliśmy dodatkowo  z wózeczka, którym ciągnęliśmy naszego starszaka, dzieciaki nie dały rady.

Dodatkowo napomknę, że toalety są w porządku. Można spokojnie przewinąć dziecko. Przy tak dużej ilości ludzi, toalety są utrzymane w czystości.

Fotorelację z całej wyprawy można obejrzeć TUTAJ.

Wrocław: Kwaterunek

Mieszkaliśmy w apartamencie przy samej starówce. Wszędzie na szczęście było dość blisko. Spacerować mogliśmy do woli. Sam apartament bardzo dobry. Z małym aneksem kuchennym i dodatkową sypialnią. Łazienka z wanną – więc dzieciaki miały to co lubią – kąpiel 😉. W pokoju z aneksem kuchennym była dodatkowa dwuosobowa kanapa.

Po namiary na tę miejscówkę zapraszam do kontaktu (mój mail: talkables@yahoo.com).

Wrocław: Starówka

Kolejny dzień (trochę wietrzny i jak się później okazało deszczowy) rozpoczęliśmy od zwiedzania starówki. Może inaczej… Kolejny dzień rozpoczęliśmy od pogoni za krasnalami. Naszego starszaka pochłonęły poszukiwania bez reszty. W przeciągu dwóch godzin udało się nam zlokalizować tylko 36 więc… na pewno wybierzemy się do Wrocławia jeszcze raz. Pchli targ – cudowny.  Budki z lokalnymi i mniej lokalnymi smakowitościami – bardzo urokliwe. Wszechogarniający porządek. Przepięknie. Wrocławska starówka naprawdę robi wrażenie. Na dokładniejsze zwiedzanie, z poznaniem historii jeszcze przyjdzie czas, jak moje dzieciaki będą trochę starsze.

Sklepik z krasnalami, w którym straszy.

Przy tej okazji chciałabym przytoczyć o małym epizodzie, który na trochę zepsuł mi humor. Na starówce jest sklepik z pamiątkami dedykowany tylko i wyłącznie krasnalom. Można tam znaleźć dosłownie wszystko od znaczków, poprzez magnesy, do książek i atlasów. Bardzo chcieliśmy zaopatrzyć się w mapkę, aby już następnym razem z większą precyzją „łapać” krasnale, bo naszemu starszakowi bardzo na tym zależało. Wchodzimy do ów miejscówki. Moje dzieciaki pełne radości i dość głośno okazywały swój entuzjazm z racji poszukiwania krasnoludków.  Sam sklepik jest bardzo uroczy. Jednak Pani, która zajmuje się obsługą chyba urwała się z innej bajki. Zaczęła uciszać moje dzieciaki, niczym okropna czarownica, strofując kilka razy, że są za głośno a ją głowa boli. I wiecie kupiłam tam te mapki, z tymi krasnalami, ale zrobiłam to tylko dlatego, że moim dzieciom naprawdę na tym zależało. A samo szukanie krasnali było dla nich niezłą przygodą i frajdą. W innym wypadku, wyszłabym z tego sklepiku, zostawiając całe swoje zebrane zakupy przy kasie i życzyłabym tej Pani miłego dnia oraz spuszczenia powietrza z tej jej nadętości. ☹ ☹ ☹

 

 

Burgery w  pasibusie

Niestety pogoda nam się psuła dosłownie z minuty na minutę. Zerwał się okropny wiatr, więc nie było w ogóle mowy o jedzeniu w jednym z gastronomicznych ogródków. Starszak (w ślad za swoim tatą)bardzo lubi burgery. Postanowiliśmy spróbować Burgera w Pasibusie.

O lokalu kilka razy słyszałam w TV. Miejsce, jak na burgerownie przystało, trochę „po amerykańsku”. Wysokie stoły, barowe krzesła + kilka niższych. Kolejki spore – co świadczy, o tym, że miejsce jest dość popularne.

Tego dnia – lokal dosłownie pękał w szwach. Na miejsca siedzące czekaliśmy bardzo długo, na samo zamówienie również. Nie mogę czepiać się o  to do obsługi lokalu, bowiem na warunki klimatyczne nie mieli żadnego wpływu. Samo jedzenie było niezłe. Fakt faktem jedliśmy już lepsze burgery. Ale, każdy ma swojego faworyta. Burgery były wysmażone zgodnie z zamówieniem. Podane w bardzo estetyczny sposób. Świeże. Mięso raczej sami doprawiają, a sądząc po naprawdę różnych rodzajach dodatków i sosów – to przywiązują wagę do różnorodności i jakości.

Ogólnie rzecz biorąc polecam! W bezwietrzne, „betłokowe”, bezdeszczowe dni 😉.

Wodne popołudnie

Popołudnie spędziliśmy w Hydropolis. Wielkie WOOW! I naprawdę szczerze POLECAM! Mój starszak z dużą ciekawością, zaglądał w kolejne ekspozycje. Samo show początkowe już zrobiło na nas duże wrażenie. Wrócimy tam na pewno – jak dzieciaki będą większe i będą mogli skorzystać z tego jeszcze więcej. Moją fotorelację z Hydropolis, znajdziecie TUTAJ. Zapraszam.

 

 

Rozstajemy się z Wrocławiem, ale na krótko

Pogoda zepsuła nam się na dobre. Pokrzyżowała resztę planów popołudniowych i całe sobotnie przedpołudnie. Dość wcześnie wróciliśmy do Warszawy. Dopowiem jedną ważną kwestię. Chcąc skorzystać z punktu widokowego Sky Tower – dobrze zarezerwować sobie miejsce on-line. Niestety w sezonie miejsca są szybko rozchwytywane i tak z wolnej stopy raczej nieosiągalne.

Do Wrocławia na pewno wrócimy, musimy złapać kolejne krasnoludki 😉. A samych punktów na mapie do odwiedzenia zrobiło nam się dużo więcej. Już niedługo …

wrocław_karetą przez miasto

Jest mi niezmiernie miło, że zdecydowałeś/aś się przeczytać tekst do końca. Jestem ciekawa Twojej opinii, Twojego zdania. Zapraszam! Porozmawiajmy.

Talkables.pl