Czy poród w prywatniej klinice to zbędna zachcianka?
Poród w prywatnej klinice kosztuje niemało i jest to chyba jedyny i największy problem.
Ale… zacznę od początku.
Szpital. Dlaczego Nie?
Szpital – dla mnie osobiście kojarzy się bardzo źle. Niestety miałam kilka razy wątpliwą przyjemność korzystać ze szpitala. Nigdy nie wróciłam z dobrymi wspomnieniami. I nie chodzi tu o to, że choroba, operacja i człowiek ogólnie źle się czuje. Nawet sam ze sobą. Zawsze trzeba było się o coś wykłócać, zwracać na coś uwagę, prosić. Wokół personelu Wszyscy chodzili na paluszkach (żeby im tylko przypadkiem nie przeszkadzać).
Rozumiem, że szpital to nie hotel i że idzie się tam po to aby wyzdrowieć/wyleczyć się. Jednak do skutecznej kuracji potrzebne jest coś więcej niż reakcja na objawy choroby. Dobry, optymistyczny nastrój, przyjazne otoczenie – też ma wpływ. Wiem, że w szpitalu jest wielu chorych, na których trzeba znaleźć czas. A samego czasu jest bardzo mało. Uwierzcie mi ja to wszystko rozumiem: że służba zdrowia jest niedofinansowana, że jest za mało lekarzy, za mało miejsc i że ogólnie nikt nie ma pomysłu na efektywną służbę zdrowia w Polsce. OK.
Nic nie jest czarno białe i na pewno są takie miejsca, z których Pacjent wychodzi jak młody bóg: zdrowy na ciele i umyśle z przepięknymi wspomnieniami. Ja niestety nigdy na takie nie trafiłam. Na pewno gdzieś pracują ludzie z powołaniem i empatią. Ja trafiłam może na dwie takie osoby z całego oddziałowego personelu. Kojarzę szpital z bardzo przedmiotowym traktowaniem człowieka, jako jednostkę (nie osobę) chorą. Po takich doświadczeniach, ciężko jest mi myśleć dobrze w kontekście opieki szpitalnej.
Moje fatalne wspomnienia związane ze szpitalem wzięły górę. Właśnie dlatego na poród (pierwszego oraz drugiego dziecka) wybrałam placówkę prywatną. Jest wybór i warto o tym wiedzieć.
Kolejnym powodem było samo systemowe prowadzenie ciąży. To również nie przypadło mi do gustu. Jako młoda mama zawsze miałam sporo pytań: do badań, do procesu prowadzenia ciąży, do zaleceń związanych z aktywnością fizyczną czy zawodową. Zawsze odpowiedź była jedna: “Jak Pani chce” (o przebiegu ciąży i wszystkim co z nią związane opowiem w innym tekście).
Subiektywne postrzeganie ciąży.
Od samego początku ciążę traktowałam bardzo poważnie. Potocznie mówi się, że „ciąża to nie choroba”. Ja się z tym definitywnie nie zgadzam. Ciąża jest to stan, kiedy kobieta z dużą troską powinna dbać o siebie. W tym momencie życia staje się odpowiedzialna już nie tylko za swoje zdrowie i dobrą kondycję, ale też za tę drugą bezbronną osóbkę, która powołana do życia, zamieszkała w jej brzuszku na 9 kolejnych miesięcy.
Nie będę tu pisać, że należy zrezygnować ze wszystkiego i zacząć dbać tylko o swój „brzuch”. Wiele kobiet czuje się dobrze i nie ma większych problemów. Ja w tym czasie wolałam dmuchać na zimne. Wszystkie czynności wykonywałam w zgodzie ze sobą i własnymi przemyśleniami na temat swojego stanu.
Moje kluczowe zasady
Po pierwsze mniej stresu. Po drugie dobrze dobrane zarówno kalorycznie jak i witaminowo jedzenie. Po trzecie kondycja. Życie zawodowe, nie wycofałam się z niego w 100%. Ale jeżeli przed ciążą pracowałam nawet po 12 godzin, bo praca projektowa często gęsto tego wymagała, to w czasie ciąży czas mojej pracy zależał już tylko ode mnie. Kiedy poczułam, że zmęczenie bierze górę i organizm karze mi częściej spać to systematycznie wycofywałam się z poszczególnych projektów. Teraz to zdrowie tej małej istoty było najcenniejsze. Kondycja? Odłożyłam na bok aktywności, którymi mogłam narazić swój “brzuch”. Postawiłam na jogę, spacery i basen.
Dla mnie ciąża była stanem wyjątkowym. Powoli zmieniało się postrzeganie świata. Z miesiąca na miesiąc przestawiała się hierarchia wartości. Był to czas takiego trochę remontu zarówno w naszym związku, ale i otoczeniu. Przygotowania związane z przyjściem na świat naszych dzieci wiele nam uzmysłowiło. I od tej chwili stało się pewne, że najważniejsze jest zdrowie naszych małych istot.
Poród w prywatnej klinice. Dlaczego Tak?
I właśnie troską o zdrowie i bezpieczeństwo swoich skarbów kierowałam się, kiedy dokonywałam wyboru, GDZIE urodzę dziecko (zarówno pierwsze a potem drugie). Może moje postępowanie byłoby inne, gdyby nie doświadczenia z przeszłości.
Wiele się słyszy o traktowaniu matek w trakcie samego porodu i tuż po nim. Rzadko kiedy kobiety piały z zachwytu, kiedy rodziły w placówce publicznej. Powstała nawet akcja “Dałam życie, umrę z głodu”, a na portalach społecznościowych matki wymieniają się zdjęciami posiłków, które dostają po porodzie. Są oczywiście głosy pozytywne, podsumowujące warunki szpitalne jako te, o najwyższym standardzie. Na pewno takie są. Wierzę w to.
Powikłania, komplikacje – mogą zdarzyć się wszędzie, ale dobrze jest to minimalizować. Kliniki są zabezpieczone od nagłych wypadków. Jednak zawsze, w każdej placówce trzeba o wszystkie “nagłe”, “nieprzewidziane” sytuacje wypytać i mieć stanowisko kliniki w tych sprawach na papierze.
To jest ta chwila, kiedy warto być trochę egoistą.
W tak ważnym momencie życia trzeba maksymalizować swoje własne dobre samopoczucie i komfort poporodowy (swój, dzieciątka i najbliższych). Wszystkie jesteśmy w szoku – mniejszym czy większym, ale taka nowa sytuacja generuje w nas masę nowych uczuć. Począwszy od nowego wymiaru miłości po obawy z serii „czy sobie poradzę”, albo “jak to teraz będzie”. Ten moment w życiu jest Nasz, jest bezcenny. Po 1 urodziło się dzieciątko, po 2 zostałyśmy mamami. Teraz już nic nie będzie jak dawniej. Cały świat zmienia się na lepsze.
No więc jak to było w tej klinice…
Poród w prywatnej klinice. Cudowny lekarz prowadzący przy którym czułam się komfortowo w każdej sytuacji, nawet tej najbardziej krępującej. Sala poporodowa „jak w domu”, wszystko na wyciągnięcie ręki, co po porodzie uwierzcie mi jest dużą zaletą. Rodzinna atmosfera. Przyjazne otocznie. Specjalistycznie wykwalifikowane pielęgniarki z kosmicznym zapleczem cierpliwości. Pomoc przy pierwszych próbach karmienia dzidziusia, know how pielęgnacji kikuta pępkowego. Jedzenie dla świeżo upieczonej mamy tylko dobrze zbilansowane: odpowiednie do każdego etapu rekonwalescencji poporodowej.
A to jest MEGA ważne. Musimy szybko nabrać sił, by otoczyć opieką naszego noworodka i wykarmić to maleństwo. Jeżeli same zjemy marnie, to pomyślcie, że taki pokarm przekażemy maleństwu. Pamiętajmy, że jakość naszych posiłków w trakcie ciąży oraz w trakcie karmienia piersią jest BARDZO ISTOTNE.
Wracając do tematu kliniki. Rodzina jest mile widziana, nie wykluczając starszego rodzeństwa. Ta kwestia przy drugim porodzie była dla mnie szalenie istotna. Bardzo mi zależało, aby Starszak wiedział co się dzieje i mógł od samego początku być przy nowym członku rodziny. Aby nie poczuł się pominięty czy wręcz odtrącony.
Poród
Sam poród przebiegał bardzo sprawnie, niczym w dobrze naoliwionej maszynie. Atmosfera na sali porodowej – serdeczna, a lekarze o wszystkim informowali na bieżąco. Dobrze wiedziałam co i kiedy się dzieje. I ten pierwszy krzyk dzidziusia… chwila bezcenna. Dzidziuś eskortowany z brzuszka od razu ląduje na sercu mamy. Chwile są pełne wrażliwości i bliskości. Personel kliniki tylko asystuje. Niczego nie narzuca. Nic nie dzieje się “na czas”. Miałam go tyle ile potrzebowałam. Później mama i dzieciątko byli staraninie przygotowywani do przejazdu do Salki poporodowej.
Żadna chwila nie była pozostawiona przypadkowi. Nie było chaosu. W zamian za to – spokój, szczere gratulacje i naprawdę przyjazne osoby dookoła. Wiem… pomyślicie – zapłaciłaś to miałaś. Ale wiecie co, jeżeli nawet tak było, że to za sprawą pieniędzy Wszyscy byli tak empatyczni, to nie żałuję. Otrzymałam za to zdrowe dzieci, które od razu były przy mnie, bezpieczeństwo, ciepłe wspomnienia i opiekę, której każda z nas wtedy bardzo potrzebuje.
Taki był poród w prywatnej klinice.
Stać czy nie stać, o to jest pytanie…
Poród w prywatnej klinice. Ocenianie osób, które korzystają z prywatnych klinik, szczerze powiedziawszy takie podsumowania są mocno uciążliwe, przykre i zdecydowanie krzywdzące. Był to mój świadomy i bardzo przemyślany wybór oparty o doświadczenia z przeszłości. A pieniądze na ten wybór odkładaliśmy z mężem przez kolejnych 9 miesięcy – da się! Poród w prywatnej klinice kosztuje. To fakt. Jednak dobrze jest sprawdzić, ponieważ w niektórych takich miejscach NFZ dofinansowuje poród.
To NIE reklama!
Tym wpisem nie robię reklamy żadnej konkretnej placówce. Nie chcę też promować stwierdzenia, że poród w prywatnej klinice to jedyne dobro. Na pewno tak nie jest! To jest moja opinia i moje podsumowanie. I specjalnie nie podam nazwy mojej kliniki bezpośrednio na blogu. Możecie do mnie w tej sprawie napisać.
Tym wpisem chciałam Wam przede wszystkim przypomnieć, że jest wybór i ten wybór wcale fortuny nie kosztuje (przypominam, niektóre z nich mają również finansowanie NFZ). Poza swoim komfortem psychicznym, dostajecie dużo więcej, a to później procentuje, tym, że jesteście spokojniejsze, kiedy opiekujecie się noworodkiem. Warto przemyśleć i warto wziąć pod uwagę wszystkie alternatywy.
Poród w prywatnej klinice – taki był nasz wybór!